Tłusty czwartek
Dzień ten to w kalendarzu chrześcijańskim ostatni czwartek przed Wielkim Postem. Inaczej na ten dzień mówi się zapusty. Tradycyjnie w Polsce i Niemczech w tym dniu dozwolone jest obżarstwo. Najpopularniejsze potrawy to pączki i faworki.
„Powiedział nam Bartek, że dziś tłusty czwartek, a Bartkowa uwierzyła i nam pączków nasmażyła” – nikt nie wie ile lat ma to przysłowie. Wiadomo jednak, że już w 1600 roku, w pracy Gregoryanki, tłusty czwartek określany był jednak jako dzień tańców, hulanek i swawoli.
W Tłusty Czwartek nigdzie nie mogło zabraknąć smażonych na tłuszczu słodkich racuchów, blinów i pampuchów oraz lepszych i delikatniejszych ciast, pączków i chrustów
( zwanych faworkami). Dawniej dzień ten był jednak tylko wstępem do hucznych zabaw i różnorodnych zwyczajów, które odbywały się w ostatnie trzy dni karnawału. Podczas tych dni starano się najeść do syta dobrych rzeczy, aby przed zbliżającym się Wielkim Postem, wytańczyć, wybawić, wyśmiać i wykrzyczeć. Tańczono więc do upadłego w domach i w karczmach, a na ulice wsi, miasteczek i przedmieść wielkomiejskich wychodziły korowody wesoło pląsających i płatających figle przebierańców. Przebieranie się i wkładanie masek, czy choćby tylko czernienie sobie twarzy sadzą, było w ostatki regułą. Na wsi, która najdłużej zachowywała dawne swe zwyczaje, biegały po drogach i przychodziły do domów przebrane postacie, a wśród nich postacie zwierzęce, znane z wcześniejszych obchodów kolędniczych: koza, turoń, niedźwiedź i konik, a także bocian i żuraw (zwiastuny wiosny). Wierzono powszechnie, że wraz z nimi przychodzi do domów dostatek i urodzaj. Po ulicach biegali mężczyźni poprzebierani za kobiety, czarne, rogate diabły i inne cudacznie przyodziane postacie, zaczepiając przechodniów, porywając ich do tańca, ściskając i całując, a przy okazji czerniąc im twarze i ubrania sadzą. Wszyscy bez wyjątku przebierańcy natarczywie domagali się datków.
Do dziś ze starych zwyczajow został w zasadzie jedynie brązowy, lukrowany przysmak.